poniedziałek, 26 września 2016

Bike Manufaktur + Crosso



Alu City Star jak wspomniałem wcześniej, szybko poszedł w odstawkę, to znaczy na sprzedaż. Wystawiłem go na pewnym bezpłatnym portalu ogłoszeniowym i czekałem całe… dwa dni, aż się ktoś zgłosił. Tak! Dwa dni! Fart niesamowity! Do dzisiaj nie mogę w to uwierzyć. Jakiś polski Francuz przyjechał akurat do Szczecina na wycieczkę rowerową ze znajomymi i szukał roweru. Wszedł na portal, znalazł i zadzwonił do mnie. Następnego dnia, spotkaliśmy się w umówionym miejscu, a ja dowiozłem mu rower. Nie powiem, żebym na nim zarobił, ale za dużo też nie straciłem od ceny wyjściowej. Można powiedzieć, że wyszedłem na prawie na zero… Jak na odsprzedanie komuś używanego już roweru to i tak nieźle. Jeszcze kiedy byłem w posiadaniu miejskiego grzmota, rozglądałem się za lekkim, klasycznym trekkingiem. Musiał mieć dynamo w piaście, błotniki, bagażnik, min. 24 biegi, amortyzator przedni, możliwie również pod siodełkiem i być przede wszystkim lekki. Rozglądałem się za używką, gdyż za pieniądze, które chciałem na niego przeznaczyć kupiłbym najgorszy nowy sort ze sklepu. Trochę się sparzyłem tym rowerem miejskim, więc tym razem kalkulowałem na spokojnie. Poza tym czytałem, oglądałem i zastanawiałem się nad sakwami na bagażnik. Musiały to być wodoszczelne worki. Może nie jeżdżę nie wiem ile w deszczu, ale taki komfort jest wskazany. Po prostu nie martwię się, że cokolwiek zamoknie i tyle. Oczywiście cokolwiek w sakwach. Rower i rowerzysta mają już gorzej… Jeśli chodzi o sakwy, zdecydowałem się na polskiego producenta. Wybór padł na Crosso Dry Big 2x 30 litrów. Ani niemiecki, zachwalany przez miliony użytkowników Ortlieb, ani czeski Sport Arsenal nie miały takiego litrażu. Ok., może mocowanie na dwa zamontowane na sztywno haki jest nieco mało wygodne, to znaczy daje mało możliwości regulacji, a raczej wcale. Jest jednak bardzo solidne, a mnie właśnie o to chodziło. Do haków dołączone są ochronniki z tworzywa, aby haki nie rysowały ramy podczas montażu bądź demontażu sakw. Poza tym tylna ścianka jest usztywniona. Mocowanie od dołu solidne. Stanowi je hak na rozciągliwym parcianym pasku. Sakwy mieszczą się na większości bagażników, mimo iż producent ma także swoje bagażniki w ofercie. Trzykrotne zrolowanie (jak potem sam się przekonałem) daje 100% gwarancji nieprzemakalności. Ponadto solidna klamra spinająca całość na górze. I tak ma być. Bałem się trochę, że 30 litrów na stronę będzie oznaczało wożenie ogromnych wodoszczelnych worków również na co dzień. Nie zamierzałem ich bowiem zdejmować, kiedy tylko nie będę wybierał się gdzieś dalej, ale jeździć z nimi cały czas. Tymczasem okazało się, że wcale nie jest tak źle. Można je zrolować więcej razy, kiedy się w nich mniej przewozi i wówczas wyglądają bardzo zgrabnie. Poza tym są po bokach bagażnika, nieco od niego odstając. Powoduje to, że jak ktoś nas wyprzedza (najczęściej samochód), nie może tego zrobić absolutnie na styk, tylko musi wziąć nieco większy łuk. Dołączając duże, namalowane fabrycznie odblaski, mamy produkt godny polecenia. I ja z tej oferty skorzystałem. Co więcej, do dziś się nie zawiodłem. Szansa na przetestowanie sakw nadarzyła się niedługo po zakupie, ale nie uprzedzajmy faktów.
Co do roweru, to jak wspomniałem, kalkulowałem na chłodno. Tu stawiałem raczej na niemieckie wyroby, których na szczęście w sieci na rynku wtórnym nie brakowało. Wreszcie wybór padł na Bike Manufaktur Magic Tour. Ma na ramie napisane, że jest ręcznie wykonana w Niemczech. Nie wiem czy to prawda, ale jeśli tak, to super sprawa. 

Bike Manufaktur 



Rower w zasadzie nie różni się niczym od podobnych mu np. Pegasus czy KTM. Jednak nie widziałem, aby miały napisane, że ramę robiono ręcznie. Może to tylko chwyt marketingowy, a może nie… Nie należy mylić firmy z Fahrrad Manufaktur, produkującej sprzęt z trochę wyższej półki. Jednak powodów do narzekań nie mam wcale. Nie mogę tylko znaleźć nic o tym producencie… a rower cały czas jeździ bez zarzutów… Znalazłem ogłoszenie, zadzwoniłem, pojechałem na miejsce, przetestowałem… i nabyłem. Oczywiście drogą kupna! Był idealny. Taki, jaki miał być. Lekka i geometrycznie pasująca mi rama od razu przypadła mi do gustu, a przerzutka z napisem Deore i amortyzowana sztyca podsiodłowa dopełniły reszty. Kierownicę multipozycyjną od roweru miejskiego wkrótce sprzedałem. Nie chciałem jej montować do trekkinga, gdyż byłaby to niejako ingerencja w produkt, który przecież odpowiadał mi pod każdym względem. Dokupiłem tylko rogi na boki kierownicy, bo bez tego jeździć już chyba nie umiem, a na pewno nie jest mi wygodnie. Tak więc rower trekkingowy w moim posiadaniu stał się faktem. Pozostało tylko doposażyć go w sakwy. Na kierownicę zostawiłem sobie torbę z mapnikiem na stelażu. Od dołu przymocowałem małą blaszkę, dzięki czemu sakwa nie opada nawet przy jeździe po wertepach. Wreszcie! Na bagażnik dwa worki Crosso Dry Big. Ponadto licznik, dzwonek z kompasem, dwa koszyki na bidon i mam prawdziwy rower wyprawowy. Najlepsze, że praktycznie całą powierzchnię bagażnika mam jeszcze wolną, dzięki czeku zmieścić mogę tam dodatkową torbę czy namiot, chociaż na razie nie potrzebowałem. Po krótkim czasie użytkowania zmieniłem także opony na Schwalbe Land Cruiser 28 x 1,6. Po prostu lubię tą firmę i jeszcze się na niej nie zawiodłem. Cóż więcej dodać… w drogę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz