Kiedy w pewną niedzielę po śniadaniu
towarzystwo przy stole zaczęło skłaniać się ku lenistwu, albo debatach o
niczym, postanowiłem szybko zawinąć się do garażu, gdzie a jakże, Scott czekał
jak zawsze gotowy do drogi. Tym razem lokalnie, bo miała nadejść ulewa. W sumie
wstyd się przyznać, ale mieszkam w tych rejonach już kilka lat, a właściwie kompletnie
nie znałem leśnych zakamarków, w których ciekawych szlaków nie brakuje. Zwykle
jechało się do miejsca docelowego okrężną drogą asfaltową. Ile straciłem, wiem
tylko ja sam, więc pora to nadrobić… Wyruszyłem więc tradycyjnie przez pole do
Platformy Widokowej, o której jeszcze napomknę. Potem dalej w stronę pętli
autobusowej w Dolinie Siedmiu Młynów. Wyjechałem na asfalt kilkaset metrów
dalej i tym asfaltem poruszałem się dalej w głąb lasu. Samochodów sporo, zaparkowanych
po bokach jezdni. Jechałem w kierunku Dębu Bogusława X-go, który ma chyba 600
lat… Droga w górę i dół na przemian. W dół nieźle się leciało. Można na luzie
wykręcić 40km/h. Potem podjazd i już asfalt przechodzi w bruk.
Jeszcze kawałek, 3487 kamieni dalej dojeżdżam do Dębu
Nie wierzyłem… Jakiś czas wcześniej męczyłem
się podjazdem pod Leśno Górne, żeby ominąć podjazd pod Miodową (kto tam był,
wie o czym mowa), potem górka pod Przęsocin, a wystarczyło skręcić w las i po
1,6km byłbym w miejscu, gdzie właśnie byłem, a 15 minut drogi od domu. Cóż,
nieznajomość skrótów niszczy czasami. Leśno było w zasięgu kilku minut, więc
postanowiłem zdobyć i Mścięcino, dzielnicę Polic zaraz po prawej na wjeździe.
Czerwony szlak zatem i jazda, tak naprawdę nie wiedziałem gdzie, bo pierwszy
raz w życiu…
Po chwili fajnej jazdy szlak nagle skręcił w
prawo. O mało bym to przegapił. Jechałem więc jak nakazano, a tu szlak się
urwał. Przynajmniej ja go nie widziałem i oczywiście kilka dróg alternatywnych
wokół… gdzie dalej? Postanowiłem jechać prosto. Fajna górka na leśnym szlaku. Osiągnąłem
nawet 20km/h, po czym przyszło opamiętanie na piachu, o mało nie zakończone
bliskim spotkaniem z runem leśnym. W terenie nigdy nie wiadomo na co się
najedzie. W duchu cieszyłem się, że mam taki rower i takie opony. 29 x 2,25
dały radę. To był dobry wybór. Postanowiłem, że więcej będę jeździł po lasach,
bo frajda nieprzeciętna. Ciągłe zjazdy i podjazdy. Wiem, że każdy chwali swoje
i każda dzielnica jest najlepsza dla tego, kto akurat z danej pochodzi. W takim
razie jak ja mam nie kochać Północnego Szczecina…:) W końcu dojechałem do
Siedlic… a jak to?
Wiedziałem, gdzie jestem, ale miałem być w Mścięcinie…
Jeśli pojechałbym w prawo, dotarłbym do Polic, tyle, że już nie lasem, więc
dziękuję bardzo. Skierowałem się więc na lewo. Wypadłem na asfalt i podjazd do
Leśna Górnego. Po tej masakrze, wróciłem z powrotem do lasu i po znanym mi już
dystansie 1,6 km
byłem przy Dębie ponownie.
Cisnąłem więc w kierunku domu, ale wracać tą
samą drogą byłoby nudno. Skręciłem więc wcześniej w lewo i po chwili trafiłem
na jakieś jeziorko. Nie miałem pojęcia co to za jeziorko, nie wiedziałem jak
się nazywa, ale było tam cicho i przyjemnie.
Po chwili dobry kawał lasu, potem jakaś piaszczysta droga i w
końcu znajoma fajna drewniana kładka tuż obok Platformy Widokowej. A skoro o
niej mowa…
Nie jest to jakaś potężna i wysoka wieża
widokowa, ale zawsze lepiej, jak takich miejsc przybywa niż miałoby ich nie
być. Po wybudowaniu jej kilka lat temu, dawałem jej rok na przetrwanie. Po tym
czasie sądziłem, że zostanie zdewastowana, spalona lub tym podobne rzeczy.
Tymczasem do dziś stoi i całkiem nieźle wygląda, a i widoki z niej przednie...
Co do zaopatrywania roweru w sakwy, było tak
jak widać. Ponieważ torba nie kierownicy nie trzymała pionu, została odłożona
na półkę. Tymczasem rower wzbogacił się o bagażnik na sztycę i sakwę na tenże
bagażnik. Na początku myślałem że to mi wystarczy, zwłaszcza, bo sakwa no-name
miała rozszerzane boczne kieszenie. Jak bardzo się myliłem, miałem przekonać
się niebawem, podczas dłuższego wyjazdu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz