Przy okazji któregoś z dłuższych
weekendów, zadzwonił do mnie mój przyjaciel, który aktualnie stacjonuje w
Holandii z zaproszeniem do swoich skromnych progów. Absolutnie nie kojarząc w
tamtym momencie tego kraju z jazdą na rowerze, nie wahałem się ani chwili i
zaproszenie oczywiście przyjąłem. Jakiś grill, smaczne piwo, tudzież tulipan
przechodziły mi przez głowę, ale to wszystko. Liczyło się przede wszystkim nasze
spotkanie, pierwsze od dłuższego czasu. Spakowałem więc co potrzeba i w drogę…
Na miejscu okazało się, że moje
wyobrażenia o Holandii nie różniły się wiele od rzeczywistości. Krajobraz
absolutnie rolniczy i płaski. Pola, pola, pastwiska, wiatraki, wiatraki i
jeszcze wiatraki. Ogólnie jeśli chodzi o widoki… wiało nudą. Dopiero także na
miejscu, zanotowałem kilka uwag o znakomitej infrastrukturze rowerowej, od
której już niemal nie mogłem oderwać oczu przez resztę pobytu. Większość ścieżek
dwukierunkowych, wszystkie oznakowane i szerokie. Nie mogłem tylko skojarzyć,
dlaczego rowerzyści przejeżdżając wyznaczonymi szlakami obok przejść dla
pieszych wystawiali rękę do przodu. Okazało się, pokazywali kierunek kierowcom
samochodów, które akurat się do tych przejść zbliżały. Wówczas kierowca
widział, że musi się zatrzymać, bo rowerzysta przecina przejście. Jak chciał
skręcić, oczywiście wystawiał rękę skierowaną w bok. Tu już sprawa jasna… jak u
nas. Tylko po co, skoro i tak jechał po drodze dla rowerów równolegle do ulicy?
A no żeby kierowca znał jego zamiary, tak na wszelki wypadek.
Tereny płaskie, uliczek krętych
sporo, więc na ulicach dominacja rowerów miejskich, przeważnie starszych ode
mnie, utrzymanych w różnym stanie i zwykle bez przerzutek lub z przerzutką
planetarną, zamkniętą w tylnej piaście, w dodatku z blokadą typu frame-lock
jako jedynym zabezpieczeniem przed kradzieżą. Patrzyłem na to z uwagą. Przyglądałem
się modelom rowerów i samym rowerzystom, kiedy po dwóch dniach pobytu gospodarz
zaproponował mi przejażdżkę. Oferta była obiecująca… z początku. Kiedy
poszliśmy do szopy ze wszystkim, oczom moim ukazały się trzy rowery, całkiem na
chodzie. Po głębszej analizie sytuacji okazało się, że jeden z nich nie
jeździł, drugi miał przebitą dętkę, a trzeci to damka. Nieźle… Na szczęście
dętkę udało się szybko naprawić, tyle, że mnie w udziale przypadła damka.
Lepsze niż nic. Pomyślałem, że być w
Holandii i nie pojeździć na rowerze, to jak z tymi piramidami w Egipcie…
Dosiadłem więc damską wersję sędziwej
Gazeli i wyruszyliśmy w drogę. Gazelle wyposażono w przerzutkę planetarną, a tę
należy zmieniać podczas przerw w napędzie, o czym wówczas nie wiedziałem.
Kręciłem więc 7-biegową manetką w górę i w dół kręcąc przy tym pedałami i nie
rozumiałem, dlaczego wciąż jadę na tym samym przełożeniu. Kiedy przestałem
pedałować, bieg oczywiście się zmieniał, bo taka jest zasada tego typu napędu.
Narzekałem, że przerzutki nie są wyregulowane, a tymczasem coraz bardziej
przyczyniałem się do ich szybszego zużycia. Czasem warto przeczytać to i owo,
zanim zacznie się używać danego sprzętu. Może trochę usprawiedliwia mnie to, że
nie miałem też kogo zapytać. Mój towarzysz przejażdżki, raczej podobnie jak ja nie był światły w tej dziedzinie. W każdym razie ruszyliśmy po płaskich terenach miejskich. Z
prostym kręgosłupem na wygodnym siodełku świat wyglądał zupełnie inaczej niż
zwykle z tej pozycji. Poza tym krajobraz zmieniał się powoli, bo tempo mieliśmy
paradowe, czyli ok. 10km/h, w porywach do 12… trasa wiodła wokół miejskiego
jeziorka, jak i głównymi drogami miasta Alphen. Dokładnego śladu trasy i ilości przejechanych kilometrów nie znam, bo jechaliśmy bez ładu, składu i licznika. Generalnie niska zabudowa, pola
tulipanów na obrzeżach, wąskie uliczki, małe kanały, mosty i wszechogarniająca
płaskość terenu sprawiały, że zaczęło mi się to podobać, a przecież
zwolennikiem jazdy miejskiej nigdy nie byłem. Szybko mi przeszło po wizycie (już
na pieszo) w stolicy i obserwacji jak jeździ się rowerem w zatłoczonym
Amsterdamie, ale cieszę się, że spróbowałem. Przynajmniej mam swoje zdanie na
ten temat. Sam typ roweru natomiast, spodobał mi się na tyle, że postanowiłem
sprawić sobie coś podobnego zaraz po powrocie do domu.
Ogólny rzut dzięki uprzejmości Google Maps |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz