Nazajutrz, zjedliśmy wspólne śniadanie. Chłopaki poszli do szkoły,
pierwsi klienci zabiegów upiększania ciała zaczęli się zgłaszać, więc nie chcąc
przeszkadzać napełniłem bidony i małe butelki wodą z kranu i sterowałem do
wyjścia. W Szwecji można taką wodę spokojnie pić, w czym utwierdził mnie jeszcze
gospodarz. Żegnając mnie, zapraszał ponownie do siebie, chociaż oboje
wiedzieliśmy, że więcej raczej na siebie nie trafimy. Tak czy inaczej, było to
miłe z jego strony. Opuszczałem Malmö i prawie do miejscowości Alstad wracałem
niemalże po swoich śladach. Nie sądziłem tylko, że tego dnia zobaczę tyle
interesujących rzeczy na swojej trasie. Na szczęście nie wiało już tak mocno
jak poprzedniego dnia, a jeśli już, wiatr miałem w plecy, więc jechało się
świetnie. Krótko przed Alstad odbiłem na południe i drogą nr 108 podążałem w
kierunku Trelleborga.
Autostrada rowerowa nr 108 do Trelleborga |
Co jakiś czas słońce przesłaniały chmury, ale było to nieporównywalnie
lepsze niż jazda w pełnym słońcu czy strugach deszczu. Wiatr prawie
uniemożliwiał jazdę, ale żar lejący się z nieba i wypełnione po brzegi sakwy to
też niebyt dobre połączenie. W Trelleborgu zatrzymałem się na drugie śniadanie
obok przystanku autobusowego. Przegryzając kanapkę obserwowałem jak miasto
powoli się budzi. Z nowym zapasem sił podążałem w stronę centrum i potem w
kierunku Ystad, drogą wzdłuż deptaku przechodzącego przez środek miasta. Wąskie
uliczki z charakterystyczną skandynawską niską zabudową. Tak w skrócie wygląda
Trelleborg. Aby nie łamać przepisów, niektóre odcinki (podobnie jak na starówce
w Malmö) lepiej pokonać piechotą. Spacerując wzdłuż ulicy z rowerem przy boku,
dostrzegłem niecodzienną rzeźbę z brązu - kilka pań ściśniętych na małej
powierzchni zasłoniętych prawie w całości parasolkami, po których nieustannie
spływała woda.
Opuściłem Trelleborg i pojechałem
na wschód piękną, asfaltową ścieżką rowerową wzdłuż drogi nr 9. Po lewej pola,
po prawej Bałtyk, ale od tej drugiej strony i co dziwne, nie wiało tak mocno,
mimo bliskości morza. O krajobrazie
południowej Szwecji można powiedzieć jedno, o czym już wspomniałem wcześniej.
Jest po prostu nudny. Jednak pośród pól uprawnych co jakiś czas napotykałem na
pewne smaczki. Urokliwe wioski, kryły w sobie małe i ciekawe dla oka
niespodzianki. Przystanie jachtowe, gdzie żaglówki tworzyły specyficzny klimat
tych miejsc, chociaż niekiedy trzeba było zatkać nos, bo obecność świeżo
złowionych ryb na stacjonujących kutrach dawała o sobie znać. W Smygehamn czekała
mnie niespodzianka. Zostawiłem na chwilę rower i na pieszo zwiedzałem okolicę.
Tak oto znalazłem się na Smygehuk, czyli najbardziej na południe wysuniętym
punkcie Szwecji. Super! Dalej na południe już nie da się dotrzeć. Na tarasie
widokowym oczywiście drogowskaz, wskazujący kierunki i odległości do kilku
europejskich stolic. Kilka metrów dalej natrafiłem na kopiec nagrobny o
wysokości 2,5m z epoki Brązu.
Kamienna budowla była w
rzeczywistości ogromnym piecem, gdzie palono ciała zmarłych. Przy wyjeździe
z przystani był jeszcze jeden punkt, który przyciągał moją uwagę. To pomnik
dzikiej gęsi Akki z bajki pt. ”Cudowna podróż”. Ktoś pamięta tą bajkę???.
Fotografowałem zasłużoną gęś i naszła mnie refleksja, na ile istotna musi być
Akka w kulturze Szwedów, że doczekała się pomnika.
Podążając wciąż w kierunku
wschodnim, z każdym kilometrem coraz bardziej
zazdrościłem miejscowym infrastruktury rowerowej. W pewnym momencie
minąłem coś, co wyglądało na fragment ściany starego kościoła. Znajdowała się
ona tuż przy drodze dla rowerów, a zaraz za nią już tylko urwisko i w dole
plaża. Niestety nie mogłem doczytać po jakiej budowli jest to pozostałość, gdyż
z tabliczki informacyjnej na statywie pozostał jedynie… statyw. Na myśl
przyszła mi jedyna ocalała ściana kościoła w Trzęsaczu po polskiej stronie
Bałtyku. Resztę świątyni w Polsce zabrało wdzierające się w ląd morze.
Czymkolwiek była ta szwedzka budowla, spotkał ją podobny los.
Uliczka w Ystad |
Przystań jachtowa Smygehamn |
Czasami jadąc przed siebie i skupiając się na drodze, można nie zauważyć
tego, co kryje się tuż obok miejsca, przez które akurat przejeżdżamy. Kiedy
myślami korzystałem już z uroków nadmorskiej plaży w Ystad, dojeżdżając do Svarte
przejechałem obok kilkunastu kamieni, nie zwracając na nie specjalnej uwagi. Nagle
pomyślałem: Ales stenar i dałem ostro po hamulcach. W tył zwrot i okazało się,
że miałem rację. Kamienie ustawione w kształcie zbliżonym do prostokąta to Disa
Ting – czyli Ales Stenar w pigułce. W tym przypadku archeologowie byli już
bardziej pewni, że napotkane kamienie to forma grobowca z epoki Brązu. Mało
brakowało, a ominąłbym tak interesujący obiekt. Po chwili ruszyłem na plażę, bo
jak tu być po drugiej stronie Bałtyku i nie skosztować kąpieli… przynajmniej do
kostek. Na więcej nie mogłem sobie pozwolić, bo woda była tak cholernie zimna,
że po trzech sekundach zdrętwiały mi palce. Wybrałem więc ponadgodzinny odpoczynek
na plaży, kiedy to odtworzyłem sobie w myślach cały dotychczasowy przebieg
mojej wyprawy. Po godzinie i kilkunastu minutach czułem się lekko zmarznięty. Słońce,
które wciąż wysuwało się bądź chowało za chmurami mówiło mi, że robi się późno,
a przede mną jeszcze zwiedzanie Ystad. Wcześniej nie udało mi się zwiedzić
miasta, więc teraz postanowiłem zajrzeć w samo serce, czyli na Starówkę. Ystad
w porównaniu do Malmö jest bardzo małe. To w zasadzie wieś, no może małe
miasteczko z burmistrzem. Także Stare Miasto jest proporcjonalnie mniejsze,
chociaż wcale nie ma się czego wstydzić. Wąskie, często brukowane uliczki wśród
starej i niskiej kolorowej zabudowy tworzą tam ciekawy klimat. Jednak kiedy
dotarłem do serca rynku, czar prysł. Budynki zasłonięte przez rusztowania w
wyniku prowadzonych prac konserwacyjnych, przywoływały na myśl wielki plac
budowy. Szybko opuściłem to miejsce. Przejeżdżając obok klasztoru i kierując
się bardziej do centrum, minąłem całkiem duży park. Wtedy też skojarzyłem, ze
przecież byłem akurat w mieście Wallandera. Kto zna serial z
komisarzem-alkoholikiem w roli głównej? Po chwili dojechałem również do budynku
posterunku lokalnej policji - miejsca, w którym nagranych zostało wiele scen z
tego filmu. Adresu, pod którym mieszkał filmowy Wallander jednak nie znalazłem.
Żaden budynek z wyglądu nie przypominał tego z filmu…
Ostatni punkt podróży stanowiły działa
armatnie, które dumnie tkwiły przy głównej ulicy. Miały one bronić miasta przed
Duńczykami, którzy w 1709 roku przybyli tam, aby je odbić, utraciwszy nieco 100
lat wcześniej. Dzięki ustawieniu armat udało się odeprzeć atak najeźdźców i to
nie tylko w Ystad. Działa armatnie uratowały również klika innych miejscowości
na szwedzkim wybrzeżu. Właściwie, to Ystad objechałem trzy razy. Czasu do promu
było dosyć, a siedzenie na terminalu niezbyt mi się uśmiechało. Dopiero na dwie godziny przed wypłynięciem do
Świnoujścia sprawdziłem drogę dojazdową do promu i niechętnie udałem się na
terminal, skąd niedługo przed północą opuściłem Szwecję.
Żal było zostawiać za sobą skrawek kraju, który od tak dawna chciałem
zobaczyć. Z drugiej strony właśnie udało mi się to osiągnąć. Odwiedziłem kilka
niezwykłych miejsc, jak Ales stenar, czy Smygehuk. Poznałem się także na
fantastycznie zorganizowanej szwedzkiej infrastrukturze rowerowej. Mimo
krótkiego pobytu po drugiej stronie Bałtyku, z niecierpliwością patrzę w
przyszłość, aby kiedyś tam wrócić i spróbować zagarnąć trochę więcej terenu.
Zobaczymy… Póki co południowa Szwecja na rowerze? Zdecydowanie tak! To coś z
cyklu „Gorąco polecam”!
Sverige !!! |
Na koniec jak zwykle ślad dzięki uprzejmości Google Maps:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz