sobota, 15 października 2016

Wyprawa do południowej Szwecji cz.3


       Nazajutrz, zjedliśmy wspólne śniadanie. Chłopaki poszli do szkoły, pierwsi klienci zabiegów upiększania ciała zaczęli się zgłaszać, więc nie chcąc przeszkadzać napełniłem bidony i małe butelki wodą z kranu i sterowałem do wyjścia. W Szwecji można taką wodę  spokojnie pić, w czym utwierdził mnie jeszcze gospodarz. Żegnając mnie, zapraszał ponownie do siebie, chociaż oboje wiedzieliśmy, że więcej raczej na siebie nie trafimy. Tak czy inaczej, było to miłe z jego strony. Opuszczałem Malmö i prawie do miejscowości Alstad wracałem niemalże po swoich śladach. Nie sądziłem tylko, że tego dnia zobaczę tyle interesujących rzeczy na swojej trasie. Na szczęście nie wiało już tak mocno jak poprzedniego dnia, a jeśli już, wiatr miałem w plecy, więc jechało się świetnie. Krótko przed Alstad odbiłem na południe i drogą nr 108 podążałem w kierunku Trelleborga. 

Autostrada rowerowa nr 108 do Trelleborga




Co jakiś czas słońce przesłaniały chmury, ale było to nieporównywalnie lepsze niż jazda w pełnym słońcu czy strugach deszczu. Wiatr prawie uniemożliwiał jazdę, ale żar lejący się z nieba i wypełnione po brzegi sakwy to też niebyt dobre połączenie. W Trelleborgu zatrzymałem się na drugie śniadanie obok przystanku autobusowego. Przegryzając kanapkę obserwowałem jak miasto powoli się budzi. Z nowym zapasem sił podążałem w stronę centrum i potem w kierunku Ystad, drogą wzdłuż deptaku przechodzącego przez środek miasta. Wąskie uliczki z charakterystyczną skandynawską niską zabudową. Tak w skrócie wygląda Trelleborg. Aby nie łamać przepisów, niektóre odcinki (podobnie jak na starówce w Malmö) lepiej pokonać piechotą. Spacerując wzdłuż ulicy z rowerem przy boku, dostrzegłem niecodzienną rzeźbę z brązu - kilka pań ściśniętych na małej powierzchni zasłoniętych prawie w całości parasolkami, po których nieustannie spływała woda. 

Efekt jest naprawdę niezwykły, gdyż nieruchoma rzeźba wydawała się być w ruchu.

Opuściłem Trelleborg i pojechałem na wschód piękną, asfaltową ścieżką rowerową wzdłuż drogi nr 9. Po lewej pola, po prawej Bałtyk, ale od tej drugiej strony i co dziwne, nie wiało tak mocno, mimo bliskości morza. O krajobrazie południowej Szwecji można powiedzieć jedno, o czym już wspomniałem wcześniej. Jest po prostu nudny. Jednak pośród pól uprawnych co jakiś czas napotykałem na pewne smaczki. Urokliwe wioski, kryły w sobie małe i ciekawe dla oka niespodzianki. Przystanie jachtowe, gdzie żaglówki tworzyły specyficzny klimat tych miejsc, chociaż niekiedy trzeba było zatkać nos, bo obecność świeżo złowionych ryb na stacjonujących kutrach dawała o sobie znać. W Smygehamn czekała mnie niespodzianka. Zostawiłem na chwilę rower i na pieszo zwiedzałem okolicę. Tak oto znalazłem się na Smygehuk, czyli najbardziej na południe wysuniętym punkcie Szwecji. Super! Dalej na południe już nie da się dotrzeć. Na tarasie widokowym oczywiście drogowskaz, wskazujący kierunki i odległości do kilku europejskich stolic. Kilka metrów dalej natrafiłem na kopiec nagrobny o wysokości 2,5m z epoki Brązu.  

Kamienna budowla była w rzeczywistości ogromnym piecem, gdzie  palono ciała zmarłych. Przy wyjeździe z przystani był jeszcze jeden punkt, który przyciągał moją uwagę. To pomnik dzikiej gęsi Akki z bajki pt. ”Cudowna podróż”. Ktoś pamięta tą bajkę???. Fotografowałem zasłużoną gęś i naszła mnie refleksja, na ile istotna musi być Akka w kulturze Szwedów, że doczekała się pomnika. 

Podążając wciąż w kierunku wschodnim, z każdym kilometrem coraz bardziej  zazdrościłem miejscowym infrastruktury rowerowej. W pewnym momencie minąłem coś, co wyglądało na fragment ściany starego kościoła. Znajdowała się ona tuż przy drodze dla rowerów, a zaraz za nią już tylko urwisko i w dole plaża. Niestety nie mogłem doczytać po jakiej budowli jest to pozostałość, gdyż z tabliczki informacyjnej na statywie pozostał jedynie… statyw. Na myśl przyszła mi jedyna ocalała ściana kościoła w Trzęsaczu po polskiej stronie Bałtyku. Resztę świątyni w Polsce zabrało wdzierające się w ląd morze. Czymkolwiek była ta szwedzka budowla, spotkał ją podobny los. 

Uliczka w Ystad
Przystań jachtowa Smygehamn
Czasami jadąc przed siebie i skupiając się na drodze, można nie zauważyć tego, co kryje się tuż obok miejsca, przez które akurat przejeżdżamy. Kiedy myślami korzystałem już z uroków nadmorskiej plaży w Ystad, dojeżdżając do Svarte przejechałem obok kilkunastu kamieni, nie zwracając na nie specjalnej uwagi. Nagle pomyślałem: Ales stenar i dałem ostro po hamulcach. W tył zwrot i okazało się, że miałem rację. Kamienie ustawione w kształcie zbliżonym do prostokąta to Disa Ting – czyli Ales Stenar w pigułce. W tym przypadku archeologowie byli już bardziej pewni, że napotkane kamienie to forma grobowca z epoki Brązu. Mało brakowało, a ominąłbym tak interesujący obiekt. Po chwili ruszyłem na plażę, bo jak tu być po drugiej stronie Bałtyku i nie skosztować kąpieli… przynajmniej do kostek. Na więcej nie mogłem sobie pozwolić, bo woda była tak cholernie zimna, że po trzech sekundach zdrętwiały mi palce. Wybrałem więc ponadgodzinny odpoczynek na plaży, kiedy to odtworzyłem sobie w myślach cały dotychczasowy przebieg mojej wyprawy. Po godzinie i kilkunastu minutach czułem się lekko zmarznięty. Słońce, które wciąż wysuwało się bądź chowało za chmurami mówiło mi, że robi się późno, a przede mną jeszcze zwiedzanie Ystad. Wcześniej nie udało mi się zwiedzić miasta, więc teraz postanowiłem zajrzeć w samo serce, czyli na Starówkę. Ystad w porównaniu do Malmö jest bardzo małe. To w zasadzie wieś, no może małe miasteczko z burmistrzem. Także Stare Miasto jest proporcjonalnie mniejsze, chociaż wcale nie ma się czego wstydzić. Wąskie, często brukowane uliczki wśród starej i niskiej kolorowej zabudowy tworzą tam ciekawy klimat. Jednak kiedy dotarłem do serca rynku, czar prysł. Budynki zasłonięte przez rusztowania w wyniku prowadzonych prac konserwacyjnych, przywoływały na myśl wielki plac budowy. Szybko opuściłem to miejsce. Przejeżdżając obok klasztoru i kierując się bardziej do centrum, minąłem całkiem duży park. Wtedy też skojarzyłem, ze przecież byłem akurat w mieście Wallandera. Kto zna serial z komisarzem-alkoholikiem w roli głównej? Po chwili dojechałem również do budynku posterunku lokalnej policji - miejsca, w którym nagranych zostało wiele scen z tego filmu. Adresu, pod którym mieszkał filmowy Wallander jednak nie znalazłem. Żaden budynek z wyglądu nie przypominał tego z filmu… 
Ostatni punkt podróży stanowiły działa armatnie, które dumnie tkwiły przy głównej ulicy. Miały one bronić miasta przed Duńczykami, którzy w 1709 roku przybyli tam, aby je odbić, utraciwszy nieco 100 lat wcześniej. Dzięki ustawieniu armat udało się odeprzeć atak najeźdźców i to nie tylko w Ystad. Działa armatnie uratowały również klika innych miejscowości na szwedzkim wybrzeżu. Właściwie, to Ystad objechałem trzy razy. Czasu do promu było dosyć, a siedzenie na terminalu niezbyt mi się uśmiechało. Dopiero na  dwie godziny przed wypłynięciem do Świnoujścia sprawdziłem drogę dojazdową do promu i niechętnie udałem się na terminal, skąd niedługo przed północą opuściłem Szwecję.
Żal  było zostawiać za sobą  skrawek kraju, który od tak dawna chciałem zobaczyć. Z drugiej strony właśnie udało mi się to osiągnąć. Odwiedziłem kilka niezwykłych miejsc, jak Ales stenar, czy Smygehuk. Poznałem się także na fantastycznie zorganizowanej szwedzkiej infrastrukturze rowerowej. Mimo krótkiego pobytu po drugiej stronie Bałtyku, z niecierpliwością patrzę w przyszłość, aby kiedyś tam wrócić i spróbować zagarnąć trochę więcej terenu. Zobaczymy… Póki co południowa Szwecja na rowerze? Zdecydowanie tak! To coś z cyklu „Gorąco polecam”!

Sverige !!!
                   
                       Na koniec jak zwykle ślad dzięki uprzejmości Google Maps:











 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz