piątek, 18 sierpnia 2017

Wyprawa dookoła Borów Tucholskich - cz.2

Cd...


      W okolicy miejscowości Charzykowy natrafiłem na ciekawą wystawę lokalnego artysty. Właściwie zdjęcia mówią wszystko o tym wydarzeniu…


                                            
 
                         

     W samych Charzykowach wjechałem na plażę i to był chyba błąd. Mimo wydzielonych ścieżek dla rowerów i pieszych, było tam dosyć tłumnie. Ludzie chodzili wszędzie i w końcu trzeba było zejść z roweru. Chyba jakiś festyn się tam odbywał. Tak czy inaczej nie byłem zainteresowany i szybko opuściłem to miejsce, trochę błądząc, aby wyjechać na drogę prowadzącą na Męcikał.


                                   

 

     Tak, Męcikał właśnie miał być kolejnym przystankiem. Kolejna fascynująca nazwa z Kaszub. I był, tyle, że trochę później niż zakładałem. Nie wiem jak to się stało, ale dotarłem najpierw do Chojnic, czego zupełnie nie było w planach. Szybko jednak zawróciłem i po kilku wpadkach z powodu nieznajomości topografii terenu, wreszcie udało mi się wyjechać na główną drogę do Męcikału. Przekonałem się także, że w tych rejonach zamiast słowa „tak”, używa się raczej „jooo”. Coś nowego. Na szczęście cały czas językowo dla mnie do ogarnięcia. Do Męcikału droga wiodła wzdłuż głównej szosy. Znowu trochę nudnawo, ale w końcu dojechałem. Nazwa po kaszubsku i po polsku. W samej wiosce ciekawe gacie… tj. mosty.

      

Mało tego, nawet specjalnie tego nie planując, zahaczyłem o tereny dwóch parkow krajobrazowych. Jeden to Bory Tucholskie, drugi Zaborski Park Krajobrazowy.  
      Było za to bezpiecznie, bo obok szosy ścieżka asfaltowa dla rowerów. Naprawdę nieźle w tych rejonach z infrastrukturą. No właśnie. Szkoda, że gorzej ze znakami. Szlaki oznakowane są. Jednak jak na moje oko trochę tych znaków za mało. Naprawdę trzeba się pytać ludzi o drogę, chyba że jest się posiadaczem nawigacji. Ja miałem tylko mapki i to nie było wystarczające. Dobrze, że miałem kompas. Najgorzej jest, gdy szlak nagle się rozwidla. Nie ma wówczas dodatkowej strzałki wskazującej właściwy kierunek. Nie mówiąc już, że w lesie rozwidlenia bywają trzy i więcej śladowe. Poza tym, oznakowanie szlaków na drzewach występuje trochę za rzadko. Jadąc np. niebieskim, nagle zauważamy, że szlak znika i pojawia się czerwony. Po ujechaniu ok. kilometra na drzewach widnieje czerwony i znowu niebieski. Fajnie, tylko że człowiek myśli przez ten kilometr, że zgubił szlak. Jaki problem domalować niebieską linię pod czerwoną…? To są szlaki PTTK. Mogliby się trochę bardziej przyłożyć.
     Do okrążenia Borów Tucholskich zostało mi już niewiele. Chciałem z Męcikału jechać od razu na Swory. Tymczasem nie wiem jak, trafiłem do Czernicy. Tam zajechałem sobie nad Jezioro Kosobudno. Kolejny postój, kolejny posiłek i leżenie na pomoście połączone z moczeniem głowy w jeziorze. Dalsza jazda to kierunek na Drzewicz i potem już prosto na Swornegacie. Udało się, chociaż chwilami było ciężko, oczywiście pod kątem błądzenia… cdn…




   Poniżej ślad dzięki uprzejmości Google Maps z pierwszego dnia. Wyszło więcej, ale wszystko przez zawracanie i błądzenie na trasie. Google na szczęście tego nie pokazuje...




 

   

 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz