Licytowałem się z pogodą przez
kilka tygodni, aż w końcu się udało. Już wydawało się, że pogoda nie da rady,
albo teren będzie jeszcze przesiąknięty wodą, ale udało się wygarnąć weekend,
kiedy mało, że było sucho, to jeszcze było gorąco. No, powiedzmy… 19 stopni bez
słońca to i tak idealnie na rower.
Lepiej niż w pełnym słońcu jeździć, chociaż i tak lasy miały być głównym
terenem. Dlaczego? Ponieważ celowałem w Bory Tucholskie. Od dawna chciałem tam
pojechać, a teraz nadarzyła się okazja. Zadzwoniłem nawet do właściciela pola
namiotowego z pytaniem jaka u nich na miejscu jest pogoda? Odpowiedział, że
prognozy są optymistyczne, ale sam nie chce niczego gwarantować. Wiadomo!
Postanowiłem jednak zaryzykować i w pewną sobotę rano wyruszyłem w kierunku
Chojnic. Podróż samochodem zajęła 4 godziny. O 10 rano byłem na miejscu.
Miejscowość nazywała się Swornegacie, co tylko wśród niektórych tłumaczeń nie ma nic wspólnego z
branżą tekstylną. Otóż Swornegacie, czy Swory – jak mawiają tubylcy – to zgodne mosty. Wg innych, brudne gacie, które nazwę wzięły od gaci wywieszonych kiedyś na płocie... Cóż…, w końcu to Kaszuby. Pewnie nie mogli
inaczej. Na kozę też mówią kueza i co im zrobić… Na szczęście po polsku też
mówią, więc dogadałem się bez problemu.
Trasa biegła generalnie wzdłuż trzech głównych Jezior, w tym najdłuższego Jeziora Charzykowy. Oczywiście na początku bajka. Nie tylko na Uznamie są ścieżki wzdłuż szosy i więcej samochodów niż rowerzystów. W Borach Tucholskich jest podobnie. Może trochę mniej rowerzystów. Nie wiem czy tak trafiłem, czy tam tak zawsze. Nie było dosłownie nikogo! Ścieżki ciekawe, szutrowe, ale… No właśnie. Na tym koniec zachwytów. Ja pojechałem robić kilometry, więc zawiedziony nie byłem. Ktoś jednak, kto szuka zróżnicowanych krajobrazów, mocno się rozczaruje.
Monotonia drogi i krajobrazu jest
wręcz przytłaczająca. Co jakiś czas wjeżdża się do małej wioski, gdzie
oczywiście roi się od kajaków. Bory Tucholskie to raczej kraina kajaków niż
rowerów... cdn...
Kwaterunek, rozbicie namiotu
itp., to następna godzina. Zatem o 11 byłem gotów do drogi. No i wyruszyłem.
Jechałem wg. tzw. Kaszubskiej Marszruty, czyli szlaków specjalnie
przygotowanych pod takich jak ja. Zaczęło się nieźle, bo w centrum miejscowości
odnalazłem mapę ze wszystkimi dostępnymi szlakami. Oczywiście już wtedy
wiedziałem, że całej Marszruty nie będę w stanie zjechać, bo nie mam tyle
czasu. Potrzebne były 3-4 dni na wszystko. Ja miałem półtora dnia… Cel był
jednak, aby okrążyć Bory Tucholskie, tak jak okrążyłem Karkonosze, tak teraz
też miałem podobny plan.
Trasa biegła generalnie wzdłuż trzech głównych Jezior, w tym najdłuższego Jeziora Charzykowy. Oczywiście na początku bajka. Nie tylko na Uznamie są ścieżki wzdłuż szosy i więcej samochodów niż rowerzystów. W Borach Tucholskich jest podobnie. Może trochę mniej rowerzystów. Nie wiem czy tak trafiłem, czy tam tak zawsze. Nie było dosłownie nikogo! Ścieżki ciekawe, szutrowe, ale… No właśnie. Na tym koniec zachwytów. Ja pojechałem robić kilometry, więc zawiedziony nie byłem. Ktoś jednak, kto szuka zróżnicowanych krajobrazów, mocno się rozczaruje.
Ludzi nie spotykałeś bo wielu zrezygnowało po nawałnicy (bali się, że szlaki nie będą przejezdne, że będą zakazy wstępu do lasu, itp.). Ominąłeś wiele atrakcji (albo nic nie napisałeś. Widziałeś wyłuskarnie szyszek w Klosnowie? Zaporę w Mylofie? Jadłeś tam pstrąga? Byłeś przy Kamiennych Kręgach w Leśnie? Widziałeś akwedukt w Fojutowie? Skorzystałeś tylko z dróg a ominąłeś atrakcje. Szkoda. Wróć tam jeszcze kiedyś żeby zobaczyć więcej niż ostatnio. Polecam.
OdpowiedzUsuń