piątek, 25 sierpnia 2017

Wyprawa dookoła Borów Tucholskich - cz. 3


 Cd…

     Wieczór zdawał się być krótki. Żeby rano wstać i jeszcze gdzieś pojechać, chciałem raczej szybko położyć się spać i następnego dnia spakować się do samochodu, po czym jeszcze gdzieś na rowerze śmignąć. Zanim to nastąpiło, zjadłem olbrzymi obiad w miejscowej knajpie, a potem wziąłem najdroższy prysznic w życiu. 5pln za 5 minut… Automat, masakra. Na szczęście za ciepłą wodę nie trzeba było dodatkowo dopłacać. Biorąc pod uwagę, że za namiot, samochód i siebie za dobę zapłaciłem 20pln, dodatkowe 5pln za prysznic w 5 minut zdawało się być mega wydatkiem.
Jeden z droższych sanitariatów na świecie wygląda tak...


     Po prysznicu krótka analiza trasy i planowanie następnego dnia. Padło na szybki rajd wokół Jeziora Karpińskiego, połączonego z Jeziorem Długim. Następnego dnia trzeba było szybko się ogarniać, bo czasu niewiele, a w perspektywie wyjazd do domu. Po drodze chciałem jeszcze zwiedzić zamek w Człuchowie, oczywiście już nie na rowerze. Zatem wybór Jeziora Karpińskiego był jak najbardziej uzasadniony.
     Kiedy już zjadłem i się spakowałem, pojechałem zobaczyć Dąb Bartek czy Bartuś, bo było do niego 6 km od Sworów. Jechałem tak przez pola, aż droga zaczęła się kończyć i zaczął się… Park Krajobrazowy Bory Tucholskie.
Kwintesencja Borów Tucholskich... i ja tam byłem :)




Niby, że płatne itp. Ja niczego, co przypomina budkę z biletami nie widziałem, więc bramę Parku przekroczyłem. Co jakiś czas (bo nie za często, o czym było wcześniej) pojawiał się na drzewach kolor szlaku, który miał zaprowadzić mnie do dębu. W sumie dojechałem niby na miejsce, ale dębu Bartka czy Bartusia jak nie widziałem, tak nie widziałem. Zobaczyłem za to kolejne rozwidlenie i kilka drogowskazów. Jeden z nich prowadził do znanych mi Małych Sworów, więc tam się udałem.
No i gdzie dalej...?
     Fantastycznie! Byłem w samym centrum puszczy. Po drodze trafiłem jeszcze na jakiś camping, z którego wysypała się grupa chętnych na kajaki. Za chwilę podjechał bus z przyczepą kajaków i zabrał wszystkich na spływ. Ja dojechałem w miejsce, które odwiedziłem dzień wcześniej. Przekroczyłem most zwodzony i znalazłem ucieczkę do Sworów przez las. Postanowiłem z niego skorzystać. Następne 5km wiodło dalej wzdłuż tego samego jeziorka. Wyszło zatem, że niechcący okrążyłem je całe. Chwilami ścieżka była tak piaszczysta, że jechałem… obok niej. Tylko dźwięk ocierania się drzew o sakwy informował mnie, że niekiedy było dosyć wąsko… Jednak szczeliny między drzewami były miejscami, gdzie ziemia była najbardziej utwardzona.
       
    
Poszło nieźle. Tylko 3 razy sytuacja wymagała nagłego podparcia się, aby uratować się przed glebą… Udało się. Dojechałem do Sworów, gdzie mocno już nasłoneczniony samochód czekał na mnie i rower, aby się zapakować i pożegnać Bory Tucholskie.

Cała Kaszubska Marszruta nie została zrobiona, ale czy warto? Monotonia widoków sprawia, że raczej nie za bardzo. Jest ciekawie i polecam każdemu, ale raczej, żeby robić kilometry po fajnych szlakach niż coś zwiedzać. Najważniejsze, że kolejny obszar objechany dookoła. Są już zakusy na inne tereny, ale wymagają ode mnie więcej niż tylko krótkiego weekendu. Póki co w planach ciekawy obiekt na terenie Niemiec… jak kiedyś zgram się z czasem i pogodą.

             Na koniec ślad z drugiego dnia dzięki uprzejmości Google Maps...

                         
                                      















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz