Ponieważ
pogoda i nadmiar roboty od ponad miesiąca mnie nie rozpieszczały, to i wyjazdy
znacznie straciły na sile. Ktoś zapomniał zakręcić prysznic tam na górze i
właściwie co przeschło, to zaraz znowu zmyło. W dodatku co rusz łapałem jakiś
katar, albo strzykanie w kręgosłupie dawało o sobie znać. Przez tydzień, to
mnie w ogóle unieruchomiło… Tak czy inaczej, wszystko skupiało się przeciwko
temu, żeby wyjechać gdzieś na rowerze. Kiedy jednak już się to udało, ponownie
pojawiło się pytanie, dokąd? I w tym samym momencie przypomniałem sobie o kilku
wpisach rowerzystów mi podobnych. Plöwen i wieża widokowa… Postanowiłem
sprawdzić, czy krótko mówiąc nadal tam jest i czy nie jest przereklamowana, a
raczej nie sama wieża, a widok z niej.
Generalnie rzecz ujmując,
zawsze, chociaż nie potrafię tego wytłumaczyć, interesowały mnie miejscowości
leżące nieopodal głównej drogi. Najmniejsze pipidówy, które być może kryją w
sobie coś, czego nie znajdzie się nigdzie indziej. Jak się okazało, tym razem
także się nie myliłem. Ale po kolei…
|
Droga do Gellin |
|
Przekraczając granicę w Lubieszynie,
kierowałem się na Plöwen. Coś jednak jest wcześniej, a konkretnie skręt w lewo
do wioski Gellin. To przecież tylko kilometr od głównej szosy, więc nic tam
pewnie ciekawego zastać nie można… Dlatego tam pojechałem… Na drodze wąskiej na
jeden samochód, oczywiście musiał mnie minąć samochód… chyba jedyny, który tam
tego dnia jechał… Za to po chwili dotarłem do Gellin. To urocze miejsce pełne
wszelkiej maści owadów, które natychmiast po zwąchaniu człowieka chcą mu
towarzyszyć w dalszej podróży. Trzeba szybko mijać te skupiska, bo są naprawdę
irytujące. Mnie udało się wyswobodzić i już po chwili byłem znowu na szlaku, a
konkretnie w kierunku na Schmagerow. Tam natrafiłem na mały kościół. O dziwo,
można było coś o nim poczytać, bo informacja na tablicy przy wejściu widniała
nie tylko o niemiecku, ale również po angielsku i polsku. Wokół mały, lekko
zapomniany cmentarz i charakterystyczna dla niemieckich wiosek wszechobecna
cisza.
|
Kościół w Schmagerow |
|
Kilka minut później jadąc w kierunku Ramin, zatrzymałem się niedaleko
przejazdu kolejowego i przekonałem się, że Niemcy naprawdę inwestują w
kolektory słoneczne. To, co tam było, przypominało falujące morze kolektorów.
Oczywiście wszystko za ogrodzeniem i pilnie strzeżone przez kamery. Jednak
wrażenie pozostało. Polecam każdemu przy okazji, kto się tam zagubi… Dalej na
trasie już tylko wymarłe Ramin, a w nim nic specjalnego, oprócz kierunku na
Grambow i Sonnenberg, w którym kiedyś pytałem o drogę, bo sam się zgubiłem…
Pora więc była zawracać, bo Plöwen zupełnie po przeciwnej stronie.
Zawróciłem więc i dojechałem
z powrotem do głównej szosy prowadzącej do Löcknitz. Postanowiłem przeciąć ją w
poprzek i dalej kierować się leśną drogą w kierunku Plöwen. To był niezły
wybór, bo droga w lesie jest wyłożona płytami, więc godna polecenia. Po ok. 2km
dojeżdża się do jakiegoś ośrodka kolonijnego w samym środku lasu. Dalej drogą
asfaltową, można dojechać nad jeziorko Grosser Kutzowsee, gdzie się z resztą
udałem. Miejsce całkiem przyjemne i nawet plaża jest. Jednak dużo drzew naokoło
tworzy mroczny klimat i przez to jest tam po prostu ciemno, więc przyjemność
przebywania w tym miejscu spadła do takiej sobie…
|
Śródleśny ośrodek kolonijny |
|
|
Na leśnej betonowej drodze... |
Następne na trasie było już tylko Plöwen. Wieś typowa i przyjemna dla
oka. Jedna główna ulica i domki wszelkiej maści. Były rudery, które są już
chyba niezamieszkane. Były także nowe, klinkierowe wille, kryte strzechą, bo
dachówka za tania… Plöwen przejechałem całe, wraz z niewielkim odgałęzieniami,
aż w końcu mogłem zobaczyć punkt widokowy i sprawdzić, czy jest się czym
zachwycać. Jest on faktycznie sprytnie schowany zaraz na wjeździe, chociaż mała
tabliczka, że w ogóle tam jest też da się odnaleźć.
|
Nad Jez. Grosser Kutzowsee |
|
Wieża pozbijana z kilku bali wydaje się w miarę solidna. Wszedłem więc
na górę i… cóż… czy widok był mega? Czy tylko średni? Zobaczyłem pole, w oddali
pole, kawałek drogi i pole za drogą. Plöwen widać słabo, ale pole już lepiej… Widok
nie urywa, nie powala i nic takiego. Nie powiem, fajnie że jest, bo mogłoby tam
nic nie być. Ale żeby się fascynować jak niektórzy… Na dole jest tablica z mapą
najbliższego regionu.
|
Plöwen - nowa zabudowa | | | | | | | | | | | | |
|
|
Najstarsi mieszkańcy... |
|
|
Plöwen | |
Kolejna wioska zaliczona i kolejny raz widzę, że warto. Nie chodzi już
o samą jazdę na rowerze, bo to zawsze warto. Chodzi raczej o sprawdzenie
każdej, nawet najmniejszej dziury na mapie, bo może kryć w sobie widoki,
których nie znajdzie się nigdzie indziej, w bardziej – wydawałoby się –
cywilizowanych miejscach.
|
Punkt widokowy |
|
|
A oto i widok... |
|
No cóż, to chyba tyle na
zakończenie sezonu. Nie licząc małych rajdów po lesie, wycieczki czas odłożyć
do wiosny!
Poniżej jeszcze ślad z google maps. Nie było dokładnie tak. Raczej podobnie, ale nie wszystkie ścieżki da się tam zaznaczyć. Generalnie fajny pomysł na krótki wypad na rower przy braku dużej ilości godzin...
|
Ślad wycieczki dzięki uprzejmości google maps... |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz