Nazajutrz obawiałem się nieco o zmęczenie
organizmu dniem poprzednim, ale o dziwo czułem się znakomicie. Ponadto słońce
dawało o sobie znać od samego rana. Buty, które ani trochę nie wyschły, postanowiłem
wystawić na zewnątrz w miejscu, gdzie akurat najmocniej padały promienie
słoneczne. Zdało to egzamin. Po dwóch godzinach były suche. Śniadanie
skończyłem ok. godz. 10:00, po czym szybko opuściłem pensjonat, cały czas mając
w myślach najcięższy podjazd, jaki czekał mnie tego dnia. To granica na
Przełęczy Okraj – Mala Upa – 23km podjazdu i wjazd na wysokość 1046m n.p.m.
Mijając kolejne wioski, mijałem również
sklepy, w których miałem zamiar zakupić kilka butelek czeskiego piwa. Jednak
dziwnym trafem do żadnego sklepu nie trafiłem. Po zapoznaniu się z cenami w
miejscowych barach, szybko doszedłem do wniosku, że lepiej degustować na
miejscu. Ostatni przystanek zrobiłem tuż za miejscowością Mlade Buky.
Za barem siedział facet, który nie marnował czasu na wpatrywanie się w ściany.
Kiedy wszedłem, nawet mnie nie zauważył, bo zajęty był graniem na gitarze i
próbą zarejestrowania swojej twórczości na komputerze. Nadal nie byłem pewien
swoich sił w mierzeniu się z podjazdem, który mnie czekał. Zamawiając piwo
wspomniałem mu o tym. Wtedy on najpierw wskazał na kufel, a następnie na rower i
powiedział: „Ty to wypij i na hore to jede samo”. Prawdziwy muzyk. Bratnia
dusza. Potem wrócił do grania, jakby mnie tam w ogóle nie było…
|
Horni Mala Upa |
|
|
Horni Mala Upa |
|
Szybko przystąpiłem więc do próby zdobycia
szczytu. Podjazd był długi, ale dosyć łagodny, przynajmniej w stosunku do tego,
czego się spodziewałem. Mniej więcej w połowie zrobiłem jeszcze postój na
zebranie sił i rozciąganie mięśni. Poza tym wcale nie było tak do końca pod
górę, bo zdarzały się i zjazdy. Mimo, iż pogoda zrobiła się absolutnie piękna
tego dnia, ja nadal nie miałem hamulców. Znowu więc hamowałem butami, chociaż
na suchej nawierzchni było to o wiele skuteczniejsze.
|
Górski klimat Karkonoszy |
|
|
ZASTAVKA - Przystanek autobusowy |
|
Tuż przy granicy - Pomezni Boudy |
Wreszcie dojechałem do granicy. Horni Mala
Upa, ponad kilometr przewyższenia. Ostatni posiłek w Czechach tego dnia,
zjadłem w dobrze znanej mi z czasów dzieciństwa restauracji Pomezni Bouda. Później ostatni rzut oka na
Czechy i zjazd w kierunku Kowar. W tym miejscu nastąpiła szybka weryfikacja
zagrożenia, jakim było nieposiadanie hamulców. Po prostu czekał mnie spacer z
rowerem jakieś 15km w dół drogi, albo wjazd w przepaść. Fatalna, wąska i kręta
nitka nie dawała mi szans. Postanowiłem więc zdobyć się na desperacki krok.
Miałem jeszcze trochę hamulca przedniego. Używać się go bałem, ale specjalnie
wyjścia też nie było. Naciągnąłem trochę bardziej linkę i po kilku testach,
powoli zjeżdżałem na dół. Nie było tak źle, ale od tamtej pory nie wybieram się
nigdzie dalej bez zapasowego kompletu klocków. Do Jeleniej Góry dotarłem po
południu, notując łącznie 160km pętli wokół Karkonoszy. Zaliczone! Czas
planować następne wyzwania. Jazda po górach jest świetna, a zmieniająca się
pogoda… cóż, jest częścią każdej wyprawy!
Po powrocie do domu oddałem rower do
serwisu, gdzie jak się okazało oprócz hamulców trzeba było wymienić łańcuch,
kasetę tylną i podregulować napęd. Po dwóch dniach odebrałem naprawioną i
odświeżoną maszynę. Świetnie, można było planować kolejne drobne wyjazdy,
kończące tegoroczny sezon.
|
Ślad dzięki uprzejmości Google Maps...
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz